Historia: Historia rodziny Mańkowskich z Grębanina i Słupi część VIII
Publikujemy ostatnią część historii rodziny Mańkowskich na podstawie książki „Kronika domowa Mańkowskich” autorstwa Emeryka Mańkowskiego wydanej w 2017 r.
Jadwiga (Niunia) Mańkowska
(1903-1947)
Jadwidze Strzałeckiej poświęcone zostało obszerne wspomnienie autorstwa Wandy Waliszewskiej, opublikowane w opracowaniu Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinówny Ten jest z ojczyzny mojej, Polacy z pomocą Żydom 1939–1944. Wanda Waliszewska, która była pracownicą internatu, pisała:
„Niezwykłe i godne podziwu jest to, że w internacie przez prawie pięć lat przebywały dzieci żydowskie (mniej więcej jedna trzecia), zatrudnione były pracowniczki pochodzenia żydowskiego lub Żydówki i że gestapo nigdy ich nie wykryło. W ciągu całego okresu nie było ani jednego «wpadunku», mimo częstych kontroli, różnych blokad i odwiedzi gestapo itp.
Tymczasem ani dzieci, ani pracowniczki nie żyły w ukryciu. Dzieci chodziły po świecie normalnie, razem z innymi dziećmi. Niektóre o bardzo nawet semickim wyglądzie, zarówno dziewczynki, jak i chłopcy. Chodziły na spacer, jeździły tramwajami, żyły zwykłym życiem, zwykłych dzieci. Bez strachu. A przecież wszystkie – z wyjątkiem jednego zupełnie malutkiego chłopczyka – wiedziały, że są dziećmi żydowskimi, i doskonale orientowały się w sytuacji.
[...] w małomiasteczkowym prawie otoczeniu na Sadybie, gdzie wszyscy się znali, trudno było nieraz ukryć, że w internacie oprócz dzieci i personelu jest jeszcze ktoś inny. Personel ani otoczenie internatu nie składało się ani ze świętych, ani z bohaterów wyłącznie, ale zupełnie zwykłych ludzi i jeżeli przez cały czas nie zdarzyła się żadna «wsypa», żaden szantaż, żadne nieszczęście w ogóle, to była to tylko i wyłącznie zasługa Jadwigi Strzałeckiej.
Jej postawa moralna nie dopuszczała wprost możliwości jakiegoś donosicielstwa lub czegoś podobnego, a opanowanie i umiejętność nieomylnego zachowania się w każdej sytuacji i pełne poczucie odpowiedzialności za wszystko to, co w każdej chwili robi, dawało wszystkim jakąś gwarancję bezpieczeństwa i pewności i dodawało zawsze odwagi i spokoju.
[…] Kiedy zdarzyło się, że któraś z pracowniczek żydówek musiała wyjść do miasta i nie czuła się bardzo pewnie, posyłała z nią prawie zawsze swoją jedyną i najukochańszą córeczkę, Elżbietę – wtedy 4–9 letnią – twierdząc, że to rodzaj maskotki i że «z Elżbietą nic złego nie może się przytrafić». A wiadomo, że przytrafić się mogło bardzo wiele. Nie mówiąc już o tym, że gdy dzieci szły na spacer, Elżbieta szła zawsze w parze z dzieckiem żydowskim.
~ Mirosław Łapa
(oprac. na podst. książki
Andrzeja Emeryka Mańkowskiego „Kronika domowa Mańkowskich”)
Więcej w nr 45 (1351) 2019 r. „Tygodnika Kępińskiego”.
Bądź pierwszy!