Portal społeczno-kulturalny regionu kępińskiego
Adeli, Felicyty, Klemensa 23 Listopada 2024, 19:24
Dziś 2°C
Jutro 4°C
Historia
2 Maja, 2018

Historia: Policjanci z Kępińskiego (część 1)

Opisuję mało znane biografie funkcjonariuszy Policji Państwowej pochodzących z przedwojennego powiatu kępińskiego.

Przedwojenni funkcjonariusze Policji Państwowej (PP) pochodzący z Pd.-Zach. Wielkopolski nie mieli często możliwości służyć w rodzinnych miejscowościach, jak przeważnie bywa to dziś, szczęśliwcy zostawali w regionie (tu Wlkp.), inni musieli udać się zwykle na przeciwległy kraniec Polski i pilnować prawa na Kresach Wsch. Dla licznych skończyło się to potem zamordowaniem przez sowietów, głównie w Twerze i wrzuceniem do dołów śmierci w Miednoje i Bykowni. Spotkało to zresztą nie tylko funkcjonariuszy z kresowych posterunków, komisariatów i komend powiatowych, ale i tych z głębi kraju czy zachodu, jak pow. kępiński, ewakuowanych po wybuchu wojny na wschód. Jednak to częściej ci pierwsi, zaskoczeni sowiecką nawałą, ginęli w ten sposób. To, że opisanego niżej bohatera nie udało mi się odszukać wśród ustalonych ofiar, nie znaczy, że go w rzeczywistości wśród nich nie było, tak jak wielu dotąd i często już na zawsze bezimiennych. Jeśli jednak przeżył wojnę albo zostawił potomków, własnych lub rodzeństwa, mam nadzieję, że uda się ustalić jego późniejsze losy. Stanisław Stempniewicz urodził się 5 maja 1887 r. w Ostrzeszowie, jako syn Jana i Apolonii z domu Parcińska. Nazwisko to jest bardzo popularne w Wielkopolsce, szczególnie właśnie w Ostrzeszowie i okolicach, a jak już pisałem w Tygodniku Kępińskim (TK), w dziejach rodziny Koziców, także i wśród mych krewnych były tak nazywające się osoby. Do 15. roku życia zam. z rodzicami, kończąc w tym czasie 8-klasową szkołę powszechną w Ostrzeszowie. Potem musiał się szybko usamodzielnić, bo jak pisał w krótkim życiorysie: (…) wyjechałem do Niemiec i tam pracowałem po różnych miejscowościach, jako robotnik (…). W 1909 r. został górnikiem w kopalni w Herne-Horsthausen i pozostawał nim do końca kwietnia 1920 r. Dziś jedyny ślad po kopalni w Herne jest w herbie miasta, na którym widnieje czarny koń na żółtej tarczy, a obok skrzyżowane młot i kilof. Nie ma tam teraz już nie tylko kopalni, ale nawet portu rzecznego nad kanałem Renu, bo został zasypany. Miasto, niegdyś jeden z ośrodków Zagłębia Ruhry, obecnie w Zach. Niemczech w kraju związkowym Nadrenia Pn. Westfalia, liczy prawie 200 tys. mieszkańców. Horsthausen to dziś jego dzielnica, istnieje ponadto klub sportowy Herne-Horsthausen. Nasz bohater nie zajmował się tam jednak tylko pracą, bo jak sam pisał: (…) od czerwca 1909 r. do końca kwietnia 1920 r. byłem najpierw organizatorem, a potem czynnym członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” należącego do Okręgu X Związku Sokoła Polskiego na Westfalię i Nadrenię w Niemczech (…). Do Polski wrócił na początku maja 1920 r. i wstąpił do poprzedniczki Policji Państwowej, wtedy jeszcze Żandarmerii Krajowej. Po 3 mies. kursie posterunkowych, być może w szkole w Kaliszu, został skierowany, już po ostatecznym pokonaniu bolszewików przez WP, do służby na Kresach Wsch. W końcu 1932 r. służył, jako posterunkowy PP w Łomnej pow. Turka n/Stryjem. W okresie międzywojennym Turka w woj. lwowskim liczyła ok. 10 tys. mieszkańców, w tym ponad 40% wyznania mojżeszowego, dziś ma 7300 ludności, należy do obwodu lwowskiego Ukrainy i znajduje się o 13 km od polskiej granicy. Natomiast Łomna, wieś nad Dniestrem, przed wojną mająca ok. 1800 mieszkańców, siedziba gminy i posterunku PP, dziś liczy ok. 1200 osób i należy do rejonu turczańskiego. Być może nie było by dziś żadnego śladu po naszym bohaterze, nawet w aktach wojskowych, choć zapewne był zarazem żołnierzem rezerwy WP, ale 6 grudnia 1932 r. został potraktowany odmownie w odpowiedzi na wniosek o odznaczenie Krzyżem lub Medalem Niepodległości za tzw. „pracę niepodległościową”, bo komisja orzekła: …nie zasługuje…, jak zresztą wielu Wielkopolan za czasów sanacji, którym czasem wpisywano uczciwsze uzasadnienie: …przeciwnik polityczny…

~ Tomasz Kostek Górecki, Klub Kaliszan w Warszawie

 Więcej w nr 18 (1273) 2018 r. „Tygodnika Kępińskiego”.

Komentarze

Pozostało znaków: 1000

Redakcja Tygodnika Kępińskiego nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez Internautów. Wypowiedzi zawierające wulgaryzmy, naruszające normy prawne, obyczajowe lub niezgodne z zasadami współżycia społecznego będą usuwane.

~ Floda
2018-05-03  /  13:02

To TACY LUDZIE zasługują na miano BOHATERÓW w pełnym znaczeniu tego słowa ! Byli i czuli się Polakami. Bronili i walczyli o Polskę Wolną i Niepodległą. Nawet jeśli nie pozostawili po Sobie potomków, to "współcześni" powinni a wręcz są obowiązani robić wszystko, aby pamięć po Nich nie zaginęła. Z szukaniem miejsca Ich ostatniego spoczynku i odpowiednim jego uczczeniem WŁĄCZNIE ! To takim jak Oni powinniśmy stawiać pomniki i być dozgonnie wdzięczni, że Jesteśmy Wolnymi Polakami ! WIELKI SZACUNEK ! ! !