Historia: Wojenne losy wieruszowskich Żydów - część 2
Dokładnie 76 lat temu – 23 sierpnia 1942 roku dobiegła końca, licząca ponad 300 lat historia żydowskiej społeczności w Wieruszowie. W ciągu 2-3 dni zostały puste miejsca po około 1300 osobach – wygłodzonych, chorych, zrozpaczonych i bezsilnych – ale nie anonimowych. To nie były kreski w statystykach, ale ludzie z konkretnymi imionami i nazwiskami, przeszłością lepszą lub gorszą i marzeniami o przyszłości, która już dla nich nie nadeszła. W rejonie wieruszowskich ulic Kilińskiego, Zamkowej i Nadrzecznej nastała cisza...
Pod koniec września władze przystępują do wydawania dowodów osobistych, potocznie zwanych „auswajsami”. Kto go nie posiada, może być ścigany przez żandarmerię i osadzany w areszcie, skazywany na różne kary, łącznie z wywiezieniem do obozu. Tych dokumentów nie wydaje się Żydom i dlatego nie mogą oni poruszać się poza miastem. Żydom odbiera się też możliwość zarobkowania – nie mogą handlować, nie mają już swoich sklepów ani zakładów rzemieślniczych. Żydowskie sklepy i warsztaty przekazano Polakom i volksdeutschom, później także przybyłym do miasta osadnikom niemieckim. Tylko nieliczni rzemieślnicy żydowscy, przede wszystkim krawcy, szyją w swych domach galanterię, ubrania robocze i czapki z materiałów dostarczanych przez polskich handlarzy, zarabiając w ten sposób na życie.
Chcąc zapewnić sobie sprawny nadzór nad społecznością żydowską, Niemcy wymuszają utworzenie Judenratu – Rady Żydowskiej. Kierowanie działaniami rady zamierzają powierzyć Mordechajowi Szmulowi Zelkowiczowi, dotychczasowemu przewodniczącemu Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, ale ten odmawia – w konsekwencji znajdzie się w jednym z kolejnych transportów do łódzkiego getta, a najbliżsi nie dowiedzą się o okolicznościach jego śmierci. Przewodniczącym Judenratu zostaje ostatecznie kupiec Josek Jedwab, a jego współpracownikami – Icek Pankowski i Chaim Szwarcbart. Dwaj pierwsi zginą później w Chełmnie, a Szwarcbart, wywieziony wcześniej do obozu pod Poznaniem, po pobycie w Auschwitz, przeżyciu Marszu Śmierci i pobytu w Mauthausen, szczęśliwie doczeka wyzwolenia i umrze w 1986 roku w Tel Avivie.
Pierwszym zadaniem Judenratu jest zarejestrowanie przebywających w Wieruszowie Żydów. To stąd wzięła się prawdopodobnie liczba 1775 wieruszowskich Żydów, podana oficjalnie przez Niemców w grudniu 1939 roku.
Następnie Judenrat otrzymuje 24 godziny na zebranie i dostarczenie grzywny w wysokości 25 tys. marek do niemieckiego zarządu miasta. Po gorączkowych wysiłkach rada zbiera pieniądze. Burmistrz Alfred Ryba, niemiecki Ślązak z Opolskiego, i jego zastępca – Fritz Illing przyjmują ich, a następnie z szelmowskimi uśmiechami – jak wspomina po latach Chaim Szwarcbart – nakazują zebrać kolejne 25 tys. w ciągu 48 godzin. Rozkazu nie udaje się wykonać – zebrano ok. 15 tys. marek. Członkowie Judenratu zanoszą zebrane pieniądze, nie wiedząc, czy wrócą żywi z budynku zarządu miasta. Zostają poturbowani, ale wracają do domów. Od listopada 1939 roku Żydzi mogą poruszać się po mieście tylko z obowiązkowymi żółtymi łatami na ubraniach, a później – gwiazdami Dawida na piersi i na plecach.
W pierwszych dniach października 1941 roku zauważono, że żandarmeria wraz z tzw. volksturmistami opróżnia, wcześniej dokładnie zrabowany i zamieniony na magazyn, kościół. Wynoszą z niego bele papieru i ładują je na auta. Coś się będzie dziać... 2. października wszystkich Żydów z miasta wypędzono z ich domów. Wolno im zabrać tylko tyle, ile uniosą w rękach. Na mniejszą skalę takie sytuacje wcześniej też się zdarzały – na przykład we wrześniu 1941 roku o piątej rano wyrzucono z domów około 100 rodzin żydowskich. Musieli szukać dla siebie miejsca w rejonie ulic Kilińskiego, Zamkowej i Nadrzecznej, oficjalnie nie mogąc opuszczać miasta. Tym razem zostają stłoczeni w kościele i na dziedzińcu klasztornym. Przez kilka kolejnych dni dostają tylko po kawałku czarnego chleba i odrobinę wody do picia. Nie mają dostępu ani do wody, ani do ubikacji. W ciągu kilku dni warunki higieniczne stają się katastrofalne. Tymczasem w mieście trwa wysiedlanie rodzin polskich z tej części miasta, gdzie ma powstać getto. Rodziny polskie są lepiej traktowane, gdyż mogą wszystko, co posiadają, zabrać do nowego mieszkania. Pozwolono im też zajmować mieszkania pożydowskie oraz mogą dokwaterować się do swych rodzin.
Po rozlokowaniu polskich rodzin przystąpiono do grodzenia części miasta w rejonie ulic Kilińskiego, Zamkowej i Nadrzecznej. Lokalizacja ta jest dla Niemców bardzo wygodna, gdyż 40% granicy getta stanowi Prosna, z której później Żydzi mogą czerpać wodę.
Pozostałą część granicy getta stanowi płot wykonany z pali drewnianych, do których gęsto przybity jest drut kolczasty. Do getta prowadzi główna brama zlokalizowana przy ulicy Kilińskiego, przy której ustawiono barak przeznaczony na wachtę pełnioną przez żandarma. Gdy ukończono budowę płotu i budynku wachty, wszystkich Żydów zabrano z terenu kościoła i rozmieszczono w getcie.
~ Urszula Szot
Więcej w nr 34 (1289) 2018 r. „Tygodnika Kępińskiego”.
Bądź pierwszy!