Historia: Wojenne losy wieruszowskich Żydów - część 3
Publikujemy ostatnią część opracowania regionalistki, a zarazem nauczyciela Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Wieruszowie Urszuli Szot opisującego historię holokaustu żydów z powiatu wieruszowskiego.
Nie jest pewna dokładna data ostatecznej likwidacji getta. Najczęściej pojawiają się dwa terminy: 21–23 sierpnia oraz 26–27 sierpnia 1942 roku. Z analizy różnych dokumentów wynika jednak, że termin 21–23 sierpnia jest bardziej prawdopodobny.
Likwidacja gett w całym powiecie wieluńskim rozpoczyna się na polecenie Artura Greisera, namiestnika Kraju Warty, nazywanego katem Wielkopolski. Stosownie do zarządzenia Himmlera, wydaje on w sierpniu 1942 roku specjalny rozkaz „oczyszczenia” Kraju Warty z Żydów.
26 sierpnia meldowano z powiatu wieluńskiego o jego wykonaniu…
W drugiej połowie sierpnia 1942 roku przybywa do Wieruszowa trzema samochodami ok. 20 żandarmów. Sprowadzono ich prawdopodobnie z Wielunia i wzmocniono oddziałami miejscowej policji pod dowództwem porucznika Hausera oraz mieszkającymi w Wieruszowie (choć nie pochodzącymi z miasta) volksdeutschami z tzw. Volksturmu.
W getcie mogło znajdować się wtedy około 1300 Żydów. W wyniku pierwszej selekcji około 200 osób, głównie względnie zdrowych mężczyzn, wysłano do obozów pracy przymusowej w rejonie Poznania. Następnego dnia Żydzi są wyrzuceni z getta i skierowani na teren nieczynnego kościoła pw. Świętego Ducha i paulińskiego klasztoru. Zdrowym i sprawnym obiecuje się pracę w Niemczech. Około 100 kolejnych z nich, głównie młodszych rzemieślników, wysłano do getta w Łodzi.
Wybrana grupa młodszych ludzi otrzymuje polecenie powrotu do getta, aby przynieść chleb i inne artykuły spożywcze. Tymczasowa kuchnia zostaje zorganizowana na dziedzińcu klasztoru w celu przygotowania i wydawania prowizorycznych posiłków. Wcześniej nakazano starym, chorym i inwalidom pozostać w getcie.
Powiedziano im,
że będą poddani leczeniu…
Pod klasztor podjeżdżają samochody ciężarowe z plandekami. Upchnięto na nie wszystkich znajdujących się tu Żydów, w większości kobiety i dzieci (około 900 osób). Szczelnie zakryte ciężarówki odjeżdżają w stronę Wielunia. Jeden z takich samochodów zatrzymuje się na ulicy Warszawskiej, bo otwarła się źle zabezpieczona tylna klapa. Kilkanaście kobiet usiłuje wykorzystać sytuację i uciec, ale żandarmi dopadają je i wpędzają na samochód. Jeden stoi na górze z kijem i bije kobiety po głowach, aby przesuwały się na przód samochodu, a z tyłu bito je, aby wchodziły na górę. Po zabezpieczeniu klap spuszczono plandekę, a upał jest niesamowity…
W Wieluniu stłoczono ich na terenie nieczynnego kościoła Bożego Ciała i klasztoru poaugustiańskiego. Wielu umiera tu na skutek głodu lub z odniesionych ran w czasie transportu do Wielunia. Są przypadki utraty zmysłów.
Po kilku dniach wszystkich wywieziono do Kulmhof – Chełmna nad Nerem i zagazowano spalinami w specjalnie do tego celu przystosowanych ciężarówkach…
Trudno powiedzieć, ile osób zostaje w getcie – pojawiają się różne liczby – 86, 96, 102…
Muszą jednak bardzo wierzyć w odmianę losu, albo jest im już wszystko jedno, kiedy zapowiedziano badanie lekarskie w budynku mykwy, tzw. koszerni (rytualnej łaźni).
Żydzi rozbierają się w wydzielonym pomieszczeniu, a następnie pojedynczo wywoływano ich do sali, którą można dziś określić jako „pokój śmierci”. Tam pistoletem sprężynowym, który nie powodował huku, strzelano im w czoło. Tego rodzaju pistolety służyły do uboju zwierząt.
Ta metoda jest dla Niemców bardzo wygodna, gdyż czekający w kolejce w innym pomieszczeniu nie słyszą strzału i spokojnie wchodzą do „pokoju śmierci”…
~ Urszula Szot
Więcej w nr 35 (1290) 2018 r. „Tygodnika Kępińskiego”.
Bądź pierwszy!