Kępno: Odszedł „Antek”, historia „Polonii”
Andrzej Jerchel nazywany „Antkiem” nie żyje - odszedł człowiek o gołębim sercu.
W ubiegłym tygodniu, w czwartek 18 kwietnia br. zmarł niespodziewanie Andrzej Jerchel. Miałem zaszczyt znać Andrzeja prawie 40 lat oraz wielką przyjemność przez pewien okres razem z nim grać w ,,MKKS’’-ie Kępno. Wspominając zmarłego, trudno się zdobyć na oficjalne frazesy. Dla większości przyjaciół, znajomych i kibiców był po prostu Antkiem. Niezwykle otwarty, ciepły i szczery. Mówił prosto z mostu to, co myślał. Do wszystkich jednak podchodził serdecznie i każdego, niezależnie kim był, traktował równo. To bardzo smutna wiadomość, nie chce się wierzyć, że między nami nie ma już Andrzeja. Ostatnio coraz więcej odchodzi ludzi zasłużonych dla ,,Polonii’’. Pożegnaliśmy niedawno Edmunda Grabarka, Władysława Hibnera i Leszka Wyciska. Zawsze ,od kiedy sięgam pamięcią, Andrzej był związany z naszym miastem. Kochał to miasto, kochał piłkę i zawsze był wierny ,,niebiesko-białym’’ barwom. Był znany i lubiany, wszędzie rozpoznawalny.
A. Jerchel urodził się w Kępnie 9 maja 1957 roku. Jako dzieciak dorastał w typowo dla wielu z nas miejskim klimacie okresu PRL-u. Nie było komórek ani PlayStation, a na ulicach i placach królowała piłka. Wiele czasu spędzał więc na podwórku i boisku, grając w „nogę”. Już wtedy zyskał ksywkę „Antek” - to taki - „aniołek z różkami” - mówiono – zawsze i wszędzie było go pełno. W wieku jedenastu lat trafił do drużyny trampkarzy MKKS-u Kępno i tak zaczęła się jego piękna przygoda z futbolem. Nauka, później praca zawodowa zawsze gdzieś splatała się z jego ukochaną dyscypliną. Antek w ,,Kolejarzu” był jedyny w swoim rodzaju, był jedną z ikon tego klubu. Grał na pozycji pomocnika, miał niezawodną lewą nogę. Uchodził za jednego z ulubieńców trenera Józefa Psikusa, który często w trakcie meczu z ławki trenerskiej krzyczał: Antonio - lewa - uderz! A on przymierzał... i strzelał z każdej pozycji i co najważniejsze - skutecznie. Ponadto umiał się świetnie z piłką zastawiać, tak że obrońcy rywali mieli duży problem, by się do niego „dobrać”, przez co często go faulowali. Był szczupłej postury, ale była ona jego dużym atrybutem, szczególnie w polu karnym, bowiem sędziowie dawali się wiele razy nabierać i dyktowali po faulach na nim rzuty karne. Warunki fizyczne nadrabiał sprytem i techniką, miał opanowanie piłki i świetne „kiwki”. Doskonale rozumieli się ze Stefanem Pucałą, szybką wymianą podań (tzw. klepką) potrafili rozmontować niejedną obronę. Umiał, jak mało kto, wykazać się boiskowym cwaniactwem, z którego oceną miałby problem nawet dzisiejszy system....VAR-u. Wiele osób pamięta mecz „Orły Górskiego” - „Polonia” Kępno, zorganizowany z okazji obchodów jubileuszu 90-lecia kępińskiego klubu oraz w rocznicę 25-lecia słynnego meczu z Anglikami na Wembley w 1973. To właśnie podczas tego spotkania „Antek” starał się jak mógł z jak najlepszej strony pokazać na tle naszych „legend” i dryblował wte i wewte. W pewnym momencie, jak sam mówił, nieopatrznie założył „kanał” - też - Antkowi tyle, że Szymanowskiemu i po chwili postanowił z innym pomocnikiem zamienić się stronami boiska, bojąc się odwetu.
~ Oprac. Jarosław Pawlak
Więcej w nr 17 (1323) 2019 r. „Tygodnika Kępińskiego”.
Bądź pierwszy!