Wywiad tygodnia: „Każde zdjęcie to inne emocje”
Z utalentowanym fotografem, pasjonatem i zdobywcą prestiżowych nagród fotograficznych, Patrykiem Biegańskim, rozmawiali Mirosław Łapa i Katarzyna Rybczyńska.
Skąd Pana zainteresowanie fotografią?
Zawsze interesowałem się sztuką. Chciałem malować, ale ciężko mi szło, z czasem doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie. Zawsze stawiam sobie dość wysoko poprzeczkę i dążę do osiągnięcia założonego celu, a jeżeli do czegoś dąży się z uporem i ciężko to osiągnąć, to się z tego rezygnuje. Postanowiłem więc spróbować z fotografią. Pamiętam swoje pierwsze fotograficzne „wyzwanie” – wiele lat temu poznałem w Armenii znajomą, której chciałem pokazać złotą, polską jesień, więc robiłem zdjęcia aparatem w telefonie. Długi czas robiłem zdjęcia tylko telefonem. Od tego się zaczęło, spodobało mi się fotografowanie, znalazłem w niej możliwość artystycznego przekazu. Wtedy też zacząłem zauważać podstawowe zasady dotyczące kompozycji, symetrii itd. Prawdziwa przygoda z fotografią, jej konkretny początek to dopiero 2014 rok.
Skąd Pan wie, że właśnie w 2014 roku ta przygoda zaczęła się na poważnie?
Potrafię określić ten rok, ponieważ wtedy zacząłem myśleć o fotografii w kategorii przyszłości. Ukierunkowałem swój wolny czas i pieniądze w kierunku fotografii, głównie podróżniczo-krajobrazowej. To był czas, w którym powiedziałem sobie, że wszystkie pieniądze i możliwości, postaram się wykorzystać na wyjazdy w różne ciekawe miejsca, gdzie będę mógł zrobić zdjęcia. 2014 jest rokiem, kiedy zacząłem to wszystko łączyć ze sobą. Wtedy też pojawiły się pierwsze wyróżnienia, które dodatkowo napędzały mnie w kierunku ciągłego rozwoju.
Gdzie zaczął Pan fotografować?
Na poważnie, krajobrazowo – w Tatrach i ich okolicach. Lubię uciekać wysoko i daleko. Jednak nawet dla osoby, która kocha góry, istnieją pewne fizyczne i mentalne bariery – wstawanie rano lub w nocy, aby zdążyć w konkretne miejsce na wschód słońca, jest nie lada wyzwaniem, to dobry sprawdzian dla motywacji i samozaparcia.
Wówczas było to już fotografowanie aparatem, a nie telefonem?
Tak, zdecydowanie był to aparat. Amatorska lustrzanka. Obecnie, jest to już profesjonalny sprzęt. Telefon do dziś mam przy sobie, jednak służy mi on tylko do przypominania o sobie w Internecie. Ale znam parę bardzo dobrych fotografów mobilnych, którzy łapią kadry telefonami.
Co najchętniej fotografuje Pan w górach?
Głównie wschody i zachody słońca. Wyjeżdżając w teren, obieram ciekawe widokowo punkty, skąd roztaczają się wspaniałe panoramy, szczególnie na łańcuch Tatr, a te najpiękniej widać z Pienin czy Pogórza Spisko-Gubałowskiego. W samych Tatrach miejscem, które fotografuję najczęściej, jest Dolina Gąsienicowa. Jest bardzo fotogeniczna ze względu na małe chatki na tle urwistych szczytów. Teraz, kiedy wyjazdy na plenery są dla mnie o wiele łatwiejsze do zaplanowania, a zasób miejsc, który prowadzę na internetowej mapie, jest naprawdę spory, omijam miejsca, które są tłumnie oblegane przez turystów. Niestety, jednym z takich obszarów stały się Tatry – dlatego rzadko w nie wracam. Tłumy mnie męczą. Na szczęście są miejsca, w których można jeszcze poczuć w pełni naturę i zachwycać się jej pięknem bez przeszkód.
Co jest fascynującego w górach?
Góry są bardzo wdzięczne, ciekawe, zawsze dobrze prezentują się na fotografiach, ponieważ są bardzo zróżnicowane, bardzo przestrzenne. Przy odpowiednich warunkach atmosferycznych występuje tam ciekawa gra światło-cieni. Teren jest fotogeniczny jako przestrzeń, ma to związek z ukształtowaniem terenu, ale też wiele dzieje się nad górami – pogoda jest dynamiczna, warunki zdarzają się więc fenomenalne. Fotografowie nie przepadają za „piękną, słoneczną pogodą” i bezchmurnym niebem.
Ma Pan też zdjęcia z naszego regionu, z powiatu kępińskiego. Czym to miejsce wyróżnia się spośród innych? Co Pana tu urzeka?
Już tutaj nie mieszkam, stąd wiele rzeczy staram się odkrywać „na nowo”. Przyjeżdżam czasem w odwiedziny i kiedy wydarzy się coś ciekawego, chętnie z tego korzystam. Bardzo fotogenicznym miejscem w naszym powiecie jest np. kościół Na Pólku pod Bralinem. Ze względu na swoje położenie wśród pól, wiosną i latem na zdjęciach wygląda pięknie. Są tu też dobre warunki na fotografowanie Drogi Mlecznej, ponieważ nad niektórymi wioskami rozpościera się piękny, ciemny fragment nieba, więc nocne niebo widać fantastycznie, również gołym okiem. Zdjęcia z naszego regionu to też piękne zachody słońca, które udało mi się uchwycić, głównie pośród polnych zadrzewień.
Czy mimo płaskiego terenu powiat kępiński różni się od innych równin?
Na pewno jest tutaj wiele interesujących miejsc, głównie związanych z naturą. W porównaniu do wiosek w Małopolsce, nasze wioski są uporządkowane, nie ma wielu reklam czy innych elementów przeszkadzających w postrzeganiu krajobrazu. Brakuje tu jednak takich miejsc, po które ktoś, kto jeździ po świecie, przyjechałby specjalnie. Nie chcę być źle zrozumiany – chciałbym podkreślić, że fotogeniczność miejsca, czyli piękno postrzegane przez fotografa, a piękno postrzegane przez turystę czy przejezdnych, nie jest tym samym. Nasz powiat jest ładny, świetny na wycieczki rowerowe, pikniki i spędzanie wolnego czasu, podoba mi się jako teren, ale niekoniecznie jest wybitnie fotogeniczny. Dlatego też przeprowadziłem się do Krakowa, aby być bliżej gór.
Czy oprócz krajobrazów fotografuje Pan coś jeszcze?
Na pojęcie krajobrazu składa się kilka jego rodzajów, nie tylko ten naturalny ale też miejski, czy kulturowy – góry, morze, jeziora, lasy, wielkomiejska architektura czy sielskie, wiejskie przestrzenie. Każda dziedzina fotografii to zupełnie inna rzeczywistość, fotografia jest bardzo obszerna. Wątpię czy istnieje ktoś, kto w równym stopniu potrafi sfotografować dobrze góry i wykonać sesję reklamową spinek do garniturów. Oprócz stricte krajobrazów ostatnio coraz więcej pracuję z człowiekiem w krajobrazie, to też jest bardzo interesujące. Tym bardziej, że wykonywane przeze mnie tego typu sesje spotykają się z aprobatą nie tylko moich odbiorców, ale także czasopism, takich jak „Vogue Italia”.
Ma Pan jakiegoś swojego idola, źródło inspiracji wśród fotografów?
I w Polsce, i za granicą są fotografowie, którzy mnie inspirują, np. Karol Nienartowicz, który jest teraz moim dobrym znajomym. Polska jest bardzo bogata w fotografów krajobrazu „wysokiej klasy”. Z zagranicznych twórców, których szczególnie podziwiam, mogę wyróżnić Daniela Kordana, Marię Kaimaki, Alberta Drosa czy Michaela Shainbluma.
Aby podczas jednego pleneru wykonać jedno naprawdę dobre zdjęcie, ile zdjęć trzeba zrobić?
Odpowiem na przykładzie ostatniej wyprawy na pustynię w Jordanii. Spędziłem tam wraz z Karolem pięć dni, podczas których wykonałem około 2000 zdjęć, po czym do obróbki i publikacji wybrałem jakieś 10. Często zdarza się, że z wyjazdów nie przywożę żadnego zdjęcia, które według mnie ma jakąś głębszą i oryginalną wartość. Praca z warunkami atmosferycznym jest nieprzewidywalna, a od niej zależy liczba dobrych zdjęć, które można przywieźć z wypadów.
Próbował Pan zrobić autoportret?
Oczywiście (śmiech). Kiedy nie mam czego fotografować, robię autoportret, bo trzeba na czymś ćwiczyć. To jest bardzo specyficzne, jest różnica w robieniu zdjęć komuś a samemu sobie. W moim przypadku zdjęcia nie mają aspektu wyłącznie wizualnego – nawet fotografując wschód w Tatrach, nie tylko robię zdjęcie, ale też widzę wszystko, co dzieje się dookoła i każdemu zdjęciu towarzyszą jakieś dodatkowe odczucia, przeżycia, wspomnienia, emocje. Jestem człowiekiem, który widząc coś pięknego, zawsze się tym zachwyca, ekscytuje, a robiąc zdjęcia samego siebie, nie skupiam się jedynie na ułożeniu włosów, koszuli, ale na tym, by pokazać siebie, swoją osobowość i to, co w danej chwili mi towarzyszy, a to nie zawsze jest łatwe.
Więcej w nr 25 (1331) 2019 r. „Tygodnika Kępińskiego”.
Bądź pierwszy!