Wywiad tygodnia: Od słowa się wszystko zaczęło
O tolerancji, kosmopolityzmie, naturze kina i wchodzącym na ekrany filmie „Eter” rozmawiamy z wybitnym polskim reżyserem i scenarzystą Krzysztofem Zanussim, gościem pierwszego dnia przeglądu filmowego „Zobaczyć - Zrozumieć - Doświadczyć. Trzy dni dla trzech kultur” zorganizowanego w ramach II Festiwalu Trzech Kultur w Kępnie.
Spotykamy się w dniu inauguracji przeglądu filmowego zorganizowanego w ramach Festiwalu Trzech Kultur. Przyjechał pan do Kępna z wykładem, którego tematem jest różnorodność kultur filmowych, a także pytanie: co nas dzieli, a co łączy? Nawiązując do tematyki wielokulturowości, chciałabym spytać, czym dla pana jest tolerancja? Cytowane jest pańskie stwierdzenie, że tolerancja bez miłości to obojętność, jak rozumiem, pojęcie pejoratywne. Czy jednak w dzisiejszych czasach tolerancja, będąca jedynie, czy też aż, szacunkiem dla odmiennych poglądów, innej wizji świata, nie wystarczy?
Szacunek wynika z tego, co cenimy, a tolerowanie zła jest błędem, jest wyrazem, co najmniej, lenistwa, jeśli nie jest nawet współudziałem. Po prostu tolerancja zrobiła się słowem modnym i ja przez normalną przekorę artysty lubię podważać ten termin i mówić: zastanówmy się po raz drugi, co myśmy właściwie powiedzieli? Bo tolerancja jest czymś, co można wymusić tresurą i taką tresurę społeczną uprawiamy. No i słusznie, bo chodzi o to, aby okiełznać chama, który po prostu chce kopnąć innego, zazwyczaj cudzoziemca, bo go to uwiera, bo mu to zagraża. Oczywiście, zanim w tym właśnie chamie ożywimy wyższe uczucia, to jeszcze wcześniej można mu założyć kaganiec. To jest ta tolerancja, ale żebyśmy nie stawiali tego jako wysokiej wartości, bo to wysoka wartość nie jest, a często jest to fasada, za którą kryje się obojętność. Niech się dzieje, co się dzieje, ja jestem tolerancyjny. Sąsiad bije żonę i dzieci, ale to jest jego specyfika kulturowa, nie będę się w to wtrącał, bo przecież jestem tolerancyjny. I już jesteśmy w pułapce, bo to jest zła tolerancja. Człowiek, który kocha drugiego człowieka, nie pozwoli, żeby się mu działa się krzywda i nie będzie się zajmował tym, czy to jest jego specyfika, czy nie.
W takim razie, czym powinniśmy zastąpić taką właśnie tolerancję?
Nie ma wielkiego wyboru. W naszej cywilizacji, kulturze jest zakorzeniony od tysiącleci postulat miłości i to jest postulat, który, moim zdaniem, ciągle się sprawdza, jeżeli tylko ją osiągniemy. Ale żyjemy w czasach, w których o miłości się nie mówi i której się nie czuje. Niech pani popatrzy, co zrobiła rewolucja francuska. Przecież ona zastąpiła słowo „miłość” bliźniego słowem „solidarność”, które też jest ładnym słowem, ale to jest mniejsza wartość. A „miłość” zawiera w swym znaczeniu dużo więcej niż tylko „solidarność”. Więc popatrzmy, że manipulacje na języku czasami są manipulacjami, które wcale nie są takie niewinne i takie korzystne, jak by się nam wydawało. Stąd moja przekora, kiedy mówię: nie przesadzajmy z tą tolerancją.
Rozumiem, jak ważne jest dla pana podkreślanie znaczenia słów, którymi się posługujemy. To przecież podstawa pańskiego kina wyrastającego z literatury, z pewnym dystansem odnoszącego się do wizualnych możliwości filmu.
Tak, jestem przywiązany do myśli, że kino, które wybrałem, to jest kino wyrastające z literatury i ze słowa. Tak jak z teatru wyrasta. Natomiast, jeżeli chodzi o reklamę, music tv, wideoklipy i całą tę stronę, to ona jest wyłącznie grą wizualną. I to, mówiąc prawdę, mnie nie pociąga, to mnie nie interesuje, ja tego bym nie robił. Natomiast powiedzieć dzisiaj głośno, że kino wyrasta ze słowa, to też jest powiedzenie czegoś na złość wszystkim. Powszechnie mówi się odwrotnie. Gdy widzę te migające obrazy, ten bezsensowny montaż, taki rodzaj troszkę paranoicznej gry obrazów – mam do tego niechęć. Gdzie jest słowo? Od słowa się wszystko zaczęło i żeby jakiś porządek w spojrzeniu na świat stworzyć, bez słowa nie damy rady.
A propos literatury… Czy nie ma pan pokusy sięgnięcia po klasykę literacką, tak chętnie przenoszoną na ekran przez wielu reżyserów?
Nie ciągnęło mnie nigdy do klasyki i nie kusi mnie to dlatego, że najczęściej mam wrażenie, że klasyka wspaniale wyraża się sama, że nie trzeba jej unaoczniać. Choć akurat cieszyła mnie adaptacja „Wojny i pokoju” Kinga Vidora, czy może najbardziej kongenialnie przeniesiony na ekran przez Viscontiego „Gepard”, wcześniej zwanym „Lampartem”, którego autorem jest mój ukochany pisarz Tomasi di Lampedusa. I, oczywiście, trudno rozsądzić, która z tych realizacji jest piękniejsza.
Mówi pan o sobie z dumą, że jest kosmopolitą. Co to dla pana oznacza?
To słowo zostało przypisane przez komunistów wszystkim Żydom i w związku z tym było powodem, że ludzi zsyłano do gułagu. Natomiast jeżeli sięgnąć do jego etymologicznych korzeni, tego, co ono znaczy w innych językach, jest to słowo bardzo pozytywne, oznaczające otwartość i wrażliwość na inne kultury. To się składa w slogan: „nie można być patriotą, jeżeli się nie jest kosmopolitą”. I w tym rozumieniu kosmopolityzm mnie pociąga. Cieszę się, że umiem docenić hiszpańską kuchnię i japońska muzykę, że to wszystko nie jest mi obce, ale to nie zmniejsza mojego upodobania czy mojego poczucia tożsamości, która jest, oczywiście, i europejska, i polska.
Czy nie uważa pan jednak, że stwierdzenie: „nie można być patriotą, nie będąc kosmopolitą”, pozostaje dla wielu niezrozumiałe czy też po prostu abstrakcyjne?
To jest przekorne, ale my mamy za sobą naprawdę wielką tradycję, do której musimy sięgać. To nie jest sto lat tej świeżej niepodległości, tylko to jest ta wielka Rzeczypospolita Jagiellońska, w której my byliśmy niezwykle na świat otwarci. Wtedy żeśmy też najwięcej światu dali, ale i czerpaliśmy ze wszystkiego, co nas otaczało. Nasi ówcześni myśliciele byli naprawdę myślicielami europejskiej klasy. My o nich zapominamy, a mieliśmy i Kochanowskiego, i Włodkowica, i całą rzeszę ludzi, którzy byli naprawdę wśród tych koryfeuszów ówczesnej Europy na pierwszej linii. Oni nie byli nic gorsi. Byli z wielkiego kraju, jaki się rozciągał wokół tych terenów, które dziś zostały jako Polska. Więc to jest kwestia tego, do czego się odnosimy. Jak ta Korona z Wielkim Księstwem Litewskim, ruskimi ziemiami, z tą ogromna żydowską domieszką, jak ona stworzyła właściwie taką prefigurację zjednoczonej Europy. Potem Habsburgowie próbowali tego samego dużo mniej udolnie i ze złym skutkiem. Ale to były wszystko zapowiedzi realizacji tego, od czego Europa wyszła. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego, najeździe barbarzyńców Europa wyszła od Christianitas, to znaczy wspólnoty światów tych samych wartości, które nie powinny ze sobą walczyć. I dzięki temu Christianitas obroniliśmy się za Karola Młota przed inwazją Arabów, obroniliśmy się przed najazdem Mongołów, Tatarów, potem Turków. To wszystko była obrona wspólnych wartości, mimo, że między sobą te kraje chrześcijańskie nie spełniały podstawowego wymogu, jakim było pokojowe współżycie. Ale to jest ta ułomność ludzka, która zawsze dawała o sobie znać.
Czy już na zakończenie rozmowy mógłby pan opowiedzieć czytelnikom „Tygodnika Kępińskiego” o swoim najnowszym filmie?
Z przyjemnością, bo nim żyję, świeżo go skończyłem. Film nazywa się „Eter”, wkrótce wchodzi na ekrany i jest przypowiastką filozoficzną. Dzieje się przed pierwszą wojną, będącą końcem pewnej Europy, opowiada o lekarzu, który ma obsesję badań, ale badań, w których nie prawda jest tym głównym celem, tylko władza. I to mi się wydaje pewna aktualność tej myśli, że nauka na służbie władzy jest czymś szalenie groźnym i niebezpiecznym. Nauka tylko na służbie prawdy jest niewinna, a potem już staje się często zbrodniczym narzędziem. O tym jest ta historia.
W „Eterze” powiada pan historię z początku XX wieku, a czy nie kusi pana ponowne stworzenie portretu współczesnej inteligencji?
Ależ ja ciągle do współczesnej inteligencji wracam i jestem bardzo dumny z mojego poprzedniego filmu, za który w Polsce bardzo oberwałem (mowa o filmie „Obce ciało” – przyp. red.). Ale uważam, że ten film powstał w takiej formie, w jakiej jest, bo to był jakiś portret ludzi, którzy właśnie stają się pewnym substytutem inteligencji. Ta cała kadra nuworyszów, którzy na służbie korporacji pozbywają się człowieczeństwa. Rozumiem, że powiedzenie czegoś złego o korporacji było dla wielu czymś oburzającym. Czy też o wyzwolonej kobiecie, co było akurat przeciwko pewnej modzie.
Mam parę projektów jeszcze… Jestem w osiemdziesiątym roku życia, więc może powinienem przestać myśleć o przyszłości, może to śmieszne, kiedy starzy ludzie robią plany, ale ja jeszcze chciałbym coś nakręcić. Mam przed oczami przykład Andrzeja Wajdy, który w ostatnim dziesięcioleciu swojego życia zrobił kilka wspaniałych filmów. To dowodzi, że wiek biologiczny nie jest taką oczywistą przeszkodą i może będzie mi jeszcze dane o czymś więcej opowiedzieć.
~ Rozmawiała Magdalena Bendzińska
Krzysztof Zanussi (ur. 1939) – jeden z najbardziej znanych polskich reżyserów i scenarzystów. Studiował fizykę i filozofię, absolwent Wydziału Reżyserii Szkoły Filmowej w Łodzi. Od 1980 r. kierownik artystyczny zespołu, a następnie dyrektor Studia Filmowego „TOR”. W latach 1971-83 wiceprezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, a w 1975-77 przewodniczący Rady Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych. Od 1987 r. członek Komitetu Kinematografii. W fabule zadebiutował w 1969 roku „Strukturą kryształu”. W swojej bogatej karierze realizował filmy fabularne i dokumentalne, przedstawienia teatralne oraz inscenizacje operowe. Reżyseruje m.in. w teatrach w Mediolanie, Rzymie, Palermo, Syrakuzach, Bonn, Moskwie, Bremie, Bazylei. Autor książek z zakresu m. in. teorii filmu oraz wykładowca akademicki. Wykładał na wielu uczelniach filmowych, m. in. w PWSTiF w Łodzi, National Film School w Wielkiej Brytanii, na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, na wyższych reżyserskich kursach w Moskwie. Od trzydziestu lat jest związany z Uniwersytetem Śląskim. Jego obrazy były wielokrotnie nagradzane na krajowych i międzynarodowych festiwalach filmowych, m. in. w Tokio i Wenecji. Wśród wielu prestiżowych nagród i odznaczeń, które otrzymał, wymienić można nagrodę Włoskiej Akademii Filmowej „David di Donatello”, Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Chevalier d’l’Ordre des Arts et des Lettres (Francja), Nagrodę Św. Jerzego w Moskwie, odznaczenie Krzyża Oficerskiego Orderu Zasługi Republiki Włoskiej, Krzyż Komandorski Orderu „Za Zasługi dla Litwy“, a także Order Księcia Jarosława Mądrego przyznany przez prezydenta Ukrainy.
Bądź pierwszy!